Nad Bieszczadami wschodziło
zimowe słońce, które nadawało tej
górskiej krainie iście magicznego charakteru. Jego promienie błądziły po
ośnieżonych wierzchołkach gór, delikatnie
muskały oszronione świerki, Kto raz
zobaczył te widoki, nie zapomni ich już nigdy. Zawsze będą do niego wracały.
Wśród takich krajobrazów
mieszkała młoda, osiemnastoletnia dziewczyna. Emilia Zborowska. Mieszkała w
dość rozległej, ale słabo zaludnionej wsi Żęłdziany. Jej rodzina osiedliła się na nienazwanej przez nikogo górze, ponad cztery
kilometry od najbliższego sąsiada i i dziesięć od głównej drogi. Mieszkanie w
takim miejscu byłoby dla wielu męczarnią, ale nie dla tej rudowłosej
dziewczyny. Ona kochała to miejsce, kochała tą ciszę, ten spokój. Była typem
samotnika, ale nic nie było dla niej ważniejsze niż czas, który spędzała ze
swoją siostrą, rodzicami i przyjaciółmi.
- Emilka, czas wstawać ! - obudziło dziewczynę krzyk jej matki i głośne
pukanie do drzwi pokoju.
- Już wstaje – odrzekła słabym głosem Emilia
Z ciężkim
westchnieniem zrzuciła z siebie kołdrę, ubrała stare ubrania, związała włosy w
rudą kitke i wyszła na pole
Mróz był siarczysty, było 23’C poniżej zera,
I jeszcze ten wiatr pomyślała dziewczyna, idąc
skulona.
Swoje kroki skierowała do stajni.
Musiała nakarmić wszystkie zwierzęta i wydoić krowy.
- Witaj Chelsea – przywitała się z ulubioną klaczą – wyjeżdżam,
wiesz ? Ale nie martw się. Piotrek się tobą zaopiekuję
Koń prychnął na te słowa.
- Spokojnie Chel. Nie na długo, tylko na cztery dni.
Wierzchowiec popatrzył na nią z bólem
- Jadę do Zakopanego, babcia mi pracę załatwiła. Wrócę,
nawet nie obejrzysz się kiedy
Emiliy przytuliła się do głowy konia. Ciężko było jej zostawić zwierzęta na cztery,
długie dni. Dziewczyna wiedziała, że Piotrek się zwierzętami zaopiekuje ale ….będzie
za nimi tęsknić.
- Nie patrz się tak na mnie, mam dużo roboty ! – powiedziała
do Chelsea
Po
dziesięciu minutach Emillia wyszła z powrotem na dwór. Przebiegła szybko przez
podwórze, by znaleźć się z powrotem w ciepłym pomieszczeniu.
- I jak ? – spytała Karolina-jej siostra
- Uff, ale mróz … wszystkie
zwierzęta nakarmione, możemy ruszać. – te słowa zwrócone były bardziej do rodziców, niż do
Karoliny – tylko pójdę się przebrać.
Dziewczyna przebiegła szybko schody. Nie mogła się doczekać
ponownego spotkania z babcią.
Ciekawe, co to będzie
za praca ? zastanawiała się Milka. Babcia Wikcia nie chciała jej nic przez
telefon powiedzieć.
Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła – powiedziała wtedy i rozłączyła się
Ach ta babcia – myślała
z uśmiechem – Czasami godziny, z nią
wytrzymać nie można
Emi ubrała jeansowe rurki i zieloną bluzę
- Chodź !!! – usłyszała z dołu
- No idę, tato!
-Czekamy w samochodzie
Mili zeszła na dół
Ubrała niebieską kurtkę, włożyła na uszy nauszniki .
Gdy zamykała dom na klucz , nasunęła jej się pewna myśl Coś się tam stanie … Nie wiedziała
jednak co to myśl oznacza . Władowała się do czarnego jeepa, przeżegnała się.
Jej ociec odpalił silnik auta.
Cała rodzina pojechała do zimowej stolicy Polski
….